niedziela, 31 marca 2013

Czy doba może mieć 36 godzin?


http://desk.unita.it
23 maja 1989 roku w okolicach Carlsbadu w stanie Nowy Meksyk zakończono bardzo osobliwy eksperyment. Ochotniczką i „królikiem doświadczalnym” była Stefania Follini - licząca 27 lat dekoratorka wnętrz. Kobietę umieszczono na 130 dni w jaskini, która znajdowała się 9 metrów pod ziemią, bez dostępu światła słonecznego. Podziemne pomieszczenie o powierzchni ok. 21 m2 wykonane było z drewna i plastiku, a temperatura wewnątrz utrzymywana stale na poziomie 21 °C. 
Jedynym środkiem łączącym Stefanię ze światem zewnętrznym był komputer, na którym rejestrowała swoje procesy życiowe oraz wyniki testów fizycznych i psychicznych. Nie miała dostępu do zegara i była pozbawiona jakiejkolwiek możliwości mierzenia czasu. 

http://image.noelshack.com/fichiers/2013/06/1360509275-stefaniafollini.jpg

Co się okazało? W trakcie tego czteromiesięcznego eksperymentu, który zakładał badanie wpływu izolacji na rytmy organizmu, doszło do nietuzinkowego odkrycia. Otóż organizm Pani Follini całkowicie zmienił swój rytm biologiczny. Była na nogach ok. 20-25 godzin, a spała ok. 10 godzin. Zmianie uległy również jej przyzwyczajenia dotyczące posiłków – Stefania jadała rzadziej i w efekcie schudła 8 kg. Eksperyment wpłynął również na jej cykl menstruacyjny.  

www.greatthoughttreasury.com
Co najciekawsze, Stefania nie była świadoma, że spędziła pod ziemią aż 4 miesiące – w dniu wyjścia na powierzchnię była przekonana, że upłynęły zaledwie 2 i gdy naukowcy dzień wcześniej wysłali jej wiadomość o zakończeniu eksperymentu, dziwiła się, że chcą to zrobić tak szybko. Po wyjściu na powierzchnię ochotniczka znajdowała się w lekkiej depresji, chociaż pozytywnym skutkiem izolacji okazała się lepsza zdolność do koncentracji.  

O „rannych ptaszkach” i „nocnych Markach”

http://uccollege.edu.in
Przypadek Pani Follini obrazuje, w jakim stopniu naszym życiem kierują rytmy biologiczne. Są to bezustanne, rytmiczne zmiany temperatury ciała, ciśnienia krwi, fal mózgowych, poziomu energii, koncentracji, apetytu, produkcji hormonów, etc. Nie bez znaczenia są również warunki zewnętrzne – jednym z naturalnych regulatorów cyklu jest słońce, a nienaturalnym o podobnym działaniu – budzik. Jednak rytmy biologiczne bez względu na to czy są wzmacnianie czynnikami zewnętrznymi czy nie, cechują się stałością występowania i siłą.  Jednak czy faktycznie wpływają aż tak bardzo na nasze życie?

Niejednokrotnie słyszy się, że ktoś ze znajomych jest w stanie pracować dopiero późnym wieczorem, a ktoś inny potrafi zrywać się już o 5:00 rano, by siadać do nauki. Cóż, winę za taki wygląd sytuacji ponoszą właśnie cykle/zegary biologiczne.

freakingnews.com
U „rannych ptaszków”, które budzą się wcześnie pełne energii i gotowe do działania, temperatura ciała zaczyna rosnąć o 3:00 nad ranem – co skutkuje uzyskaniem najniższego i najwyższego poziomu energii wcześniej niż u innych osób.

Z kolei u „nocnych Marków” temperatura ciała zaczyna wzrastać dopiero ok. 9:00, co sprawia, że do południa są apatyczni i szczyt swoich możliwości osiągają późnym popołudniem lub wczesnym wieczorem.

Czy zatem 24 godzinna doba, to takie dobre rozwiązanie? Ciekawa jestem, czy i Wy odczuliście, że doba mogłaby mieć zupełnie inny wymiar godzin? 

35 komentarzy:

  1. Gdyby światło dzienne nie miało aż takiego wpływu na nasz dobowy rytm czy pracę, dobrym rozwiązaniem byłoby przedłużenie dnia, może nie tyle na pracę (a co niestety pewnie byłoby normą), lecz na odpoczynek i rozrywkę... Dzieci może więcej widziałyby rodziców, każdy znalazłby czas na najpotrzebniejsze sprawy...
    Zresztą skoro wszechświat się rozszerza cały czas, to czemu nie poszerzyć czasu?

    OdpowiedzUsuń
  2. To jak się odczuwa długość doby zależy chyba od tego w jaki sposób ją spędzamy. Pani Follini może i była odcięta od innych ludzi i zegarów, ale miała różne zajęcia podczas trwania eksperymentu. Myślę że to pozwoliło jej zachować dobry stan psychiczny, pomimo tego że nie znała godziny. Duży wpływ na to ma też to że nie była świadoma cyklu dnia i nocy, więc nie dostawała sygnałów 'Jest ciemno, pora spać'/'Świeci słońce trzeba wstać' co też jest istotne. Ale czy gdyby była tego świadoma, lecz pozbawiona możliwości liczenia czasu to wynik eksperymentu był by taki sam?
    A co do pytania czy 24 godzinna doba to dobre rozwiązanie...jakoś nie umiem wyobrazić sobie że była by 36 godzinna, to by zaburzyło cały panujący porządek, ustalony wieki temu. Wiadomo że czasem każdy by chyba chciał żeby była dłuższa albo krótsza, ale to i tak nie zmienia nic w cyklu biologicznym świata, (w cyklu biologicznym człowieka na pewno, co potwierdza przedstawiony przykład) zmieniamy tylko nomenklaturę. Uważam że 24 w zupełności wystarczą, trzeba tylko umieć je wykorzystać odpowiednio.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dregsoftea myślę, że sprawa z tą długością nie jest aż taka oczywista. Nie chodziło mi o to, czy w dalszym ciągu będziemy mieć ten sam dzień, tylko inaczej liczone godziny, a o to czy gdyby jakimś cudem móc zmienić ten cykl biologiczny świata, to czy wtedy nie byłoby warto by dobę wydłużyć? Oczywiście nie mamy wpływu na to, że ruch obrotowy Ziemi wokół własnej osi trwa 24 h, ale warto byłoby się zastanowić, czy nasz organizm nie mógłby przystosować się do innych warunków. Sama niejednokrotnie czuję, że mogłabym spokojnie pracować do 3:00 nad ranem, gdybym tylko miała w perspektywie możliwość odespania bez straty następnego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Giltine Mirtis, to że wszechświat się poszerza, nie ma wpływu na nasz czas. Zresztą jak by to mogło wyglądać?
    Kate, mówiąc że inaczej będziemy liczyć godziny, rozumiem to tak że jeden dzień trwał by półtorej normalnego dnia, o to Ci chodzi, czy jeszcze o coś innego? Nasz organizm może przystosować się do wielu warunków, więc pewnie po jakimś czasie każdy by to zaakceptował :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam na myśli to, że dzień wydłużyłby się do 36 godzin wraz ze wschodami i zachodami słońca. Oczywiście to tylko założenia, ale ciekawa jestem, czy gdyby przenieść większą społeczność wgłąb Ziemi i odciąć ich od światła słonecznego, to czy wynik byłby podobny... Ciekawe czy gdyby umieścić "rannego ptaszka" i "nocnego Marka" na taki okres pod ziemią, to czy ich cykle również uległyby zmianie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Możliwe, ale chyba trwało by to dłużej, bo zanim każdy przestawi swój zegar biologiczny, minie trochę czasu. Tak samo z "rannym ptaszkiem" i "nocnym markiem" przypuszczam. Choć może dalej ich aktywność była by największa w różnych porach cyklu, ale wydłużyła by się jak u Stefanii. To interesujące jaki wpływ ma na zmianę tego cyklu obecność drugiej osoby. A gdyby tak zamiast wysyłać ich pod ziemię, wysłać ich w kosmos? Tam też mają zaburzony cykl dnia i nocy, co prawda mają zegary i stały kontakt z ziemią, ale można ich tego pozbawić. Jak wtedy może zmienić się ich postrzeganie doby?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakładam, że kosmonautów utrzymuje się w standardowym cyklu dnia i nocy po to, żeby po powrocie na Ziemię nie mieli problemów z ponownym przystosowaniem się. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że można byłoby ich pozbawić zegara, to efekt byłby podobny jak u Pani Follini. Z resztą... Prawda jest taka, że z zaburzeniami zegara biologicznego boryka się wiele osób nawet na Ziemi. Jest to tzw. "jet lag", który występuje u osób, które podróżują przez wiele stref czasowych. Gorzej jest u tych, którzy podróżują z zachodu na wschód (ponieważ trudniej jest przyspieszyć dzienny rytm organizmu) niż u tych, którzy podróżują ze wschodu na zachód (wtedy jest więcej czasu na aktywność i podróżujący wydłużają swój cykl, tak by pod koniec "wydłużonego" dnia paść ze zmęczenia i obudzić się o standardowej porze czasu miejscowego).

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, żeby to była moja pierwsza wizyta za oceanem, ale specyficzna nieco. Otóż wraz ze znajomymi wylądowaliśmy pewnego jesiennego dnia w Toronto, skąd udaliśmy się na miejsce tzw. zakwaterowania. Spodziewaliśmy się tam zastać innych, przybyłych wcześniej, jak i kilu osób mających przylecieć w najbliższych dniach. Wszystko z powodu pewnych czynności, które mieliśmy wspólnie wykonać.
    Powitania, kolacja, jakiś drink... A wszystko to przy biesiadnym stole, który - jak się później okazało - przez 24 godziny na dobę był okupowany, a kolacje, przeradzające się płynnie w śniadania, lunch(e) czy inne posiłki trwały w zasadzie non stop. Wszystko przez tę zmianę strefy czasowej. Jedni się budzili, zasiadali do stołu, inni w tym samym czasie "odpadali" z imprezy. I tak, przez parę dni, mieszkając pod jednym dachem z Jurkiem, czy Jolą, można było się w ogóle nie spotkać, choć teoretycznie z tej samej miski jadło się posiłki.
    To jest właśnie siła naszego biologicznego zegara. I nie do końca zgodzę się tu z KateK, że ze wschodu na zachód jest łatwiej, niż z powrotem. Po prostu jest inaczej, a 6, czy 7 godzin różnicy w tę, czy tamtą stronę, to dla naszych organizmów wiek cały.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że taka sytuacja, to wynik pewnego braku dyscypliny. Gdyby każdy postarał się chociaż trochę przygotować na to, jaki będzie czas na miejscu i przykładowo nie spał przez te paręnaście godzin w samolocie, to z pewnością nie byłoby takiego problemu. Bo jak to jest, że gdy trzeba, to człowiek potrafi nie spać 2 dni i pracować z dobrym rezultatem, a jakaś podróż za ocean może w tak dramatyczny sposób zmienić praktycznie cały rytm dnia? Dziwne...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z Kate, wystarczy odpowiednio zagospodarować sobie czas snu lub aktywności, tak żeby w tą nową strefę się wpasować i wszystko będzie dobrze.
    Choć gdyby te kilka stref czasowych przebywać w dłuższym czasie zmiana nie byłaby odczuwalna przez nasz organizm. To przez szybkie lotnicze przemieszczanie człowiek ma takie problemy a zanim się przestawi czeka go powrót.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż, pozwolę sobie, że się z Wami nie zgodzę.
    Proponuję się przelecieć i sprawdzić osobiście, o ile nie mieliście jeszcze okazji. Niestety nasz organizm jest tak wyregulowany, jak kosmiczne prawa rządzące naszą planetą. Budzisz się, wstajesz, pracujesz, odpoczywasz, idziesz spać. I wszystko to w swoim czasie, a zmiana tego czasu wymaga niestety aklimatyzacji, która musi potrwać i nie ma niczego wspólnego z dyscypliną. Ty, czy Ty, możecie się zdyscyplinować, ale nie zdyscyplinujecie swojego organizmu, które swoje prawa ma i będzie się ich domagać.
    A co do kierunku, to rzeczywiście jest pewna subtelna różnica. Lecisz na zachód - doba wydłuża się i pozornie da się to znieść. Po prostu noc nadchodzi później i niby wszystko jest OK, ale i tak w następnych dniach trzeba za to "zapłacić". Z powrotem jest nieco trudniej, bo przeważnie tracimy noc, która trwa zaledwie około dwóch godzin. Tego nadrobić się szybko nie da. Tak samo, jak nie da się "odespać" nieprzespanej nocy, ani wyspać się "na zapas".
    Sądzę jednak, że po swoich pierwszych doświadczeniach w tym temacie, zweryfikujecie oboje swoją opinię w tej sprawie :D
    c. d. w następnym komentarzu ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się z dual core. Mam doświadczenie (i to nie małe) w takim podróżowaniu i nie jest to nic wielkiego. Po trzech do pięciu dni organizm się przyzwyczaja.

      Usuń
    2. I tu zgoda. 3 - 5 dni, może max tydzień. Ale ten właśnie czas jest niezbędny.
      Możesz się zalogować? Bo jakoś niezręcznie się czuję gadając z anonimem.
      W końcu to może być ktokolwiek, niekoniecznie nawet ta sama osoba ??? Proszę :D

      Usuń
  12. Także zgadzam się z KateK odnośnie zmian czasowych wynikających z podróżowania i przystosowania się do nich. Kilka pierwszych dni może się wydawać 'ciężkich', ale z reguły po ich upływie nasz organizm całkowicie się do tego przyzwyczaja. Prawdą jest, że z zachodu na wschód jest trudniej.
    Uważam też, że człowiek byłby w stanie przestawić się na cykl 36 godzin i może byłoby to nawet korzystniejsze. Aczkolwiek słońce niestety nas 'ogranicza' w takim sensie, że jesteśmy od niego w dużej mierze uzależnieni. Taka zmiana byłaby tylko możliwa, gdyby jakimś cudem wschody i zachody słońca także się zmieniły.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Przepraszam, że w odpowiedzi, ale tak będzie lepiej, bo i temat jakby oddzielny. Mam na to sposób :) Ale globalnie dość trudny do przeprowadzenia. Chociaż?
      Jak długo pamiętam, skala wiatru (i siły sztormu) określona i zdefiniowana przez Francis'a Beauforta, miała 12 stopni. Z tym się chyba każdy zgodzi? Ale parę lat temu, skala ta została (masło maślane) "przeskalowana" i na dziś wynosi 17 !!! I nie ma to znaczenia, gdyz ani wiatry, ani fale nie zrobiły się większe. Po prostu została zagęszczona.
      Anglicy i parę jeszcze innych nacji używają inego, niż SI systemu miar, innego systemu walutowego itp. A żyją i dają radę.
      Niektórzy (Wielka Brytania, Japonia, Australia i ... ktoś tam jeszcze) jeżdżą lewą stroną szosy, zamiast prawą.
      Więc może by tak, zamiast systemu godziny trwającej 60 minut wprowadzić godzinę "lekcyjną", 45-minutową? Komu by to przeszkadzało? Wtedy doba trwała by 32 godziny, astronomicznie bez konfliktu, a i z KateK można by się śmiało zgodzić :D
      P.S.
      Bosh! Czemu ja gadam z "Anonimowym" ?

      Usuń
    3. Dual core, mógłbyś czytać wcześniejsze komentarze? Rozmawialiśmy już o tym z Dregsoftea, że zmiana postrzegania godziny zupełnie nie ma sensu, bo po co taka zmiana nomenklatury? Gdyby można było wydłużyć dobę o 12 h wraz ze wschodami i zachodami słońca (czyli zmienić czas obrotowy Ziemi wokół własnej osi do 36 h, mówiąc ściślej), to tylko wtedy można byłoby mówić o wydłużeniu doby. A taka zmiana z 60 na 45 minut, to tylko zwiększenie liczby godzin w dobie, którą mamy obecnie, więc jaki w tym sens?
      Anonimowy/a również o tym wspomniał/a, cytat: "Taka zmiana byłaby tylko możliwa, gdyby jakimś cudem wschody i zachody słońca także się zmieniły."

      Usuń
    4. Czyli sama sobie odpowiadasz na swoje pytanie :)
      Nie da się! :D

      Usuń
    5. Czytam poprzednie wypowiedzi. Pilnie! :D

      Usuń
    6. Pytanie, które padło, nie dotyczyło tego, czy da się wydłużyć dzień, bo to jest logiczne, że nie ma takiej możliwości. Gdybyś czytał ze zrozumieniem, to byś wiedział, że pytałam o to, czy wydłużenie dnia byłoby korzystne, gdyby istniała hipotetycznie taka możliwość...

      Usuń
    7. dual core (intel inside)2 kwietnia 2013 18:21

      W przeliczeniu na PKB, na pewno :)
      Dla mnie osobiście, nie sądzę

      Usuń
    8. Nie rozumiem co do tego ma PKB... Chodzi o to czy dla Ciebie to jest korzystne, jeśli nie to widocznie wykorzystujesz odpowiednio 24 godzinny dzień, lub wręcz odwrotnie i nie masz pomysłu co zrobić z dodatkowym czasem... Jednak na pewno znajdą się osoby którym wydłużenie doby przyniosłoby korzyści.

      Usuń
    9. Patrzenie przez pryzmat wyłącznie ekonomicznych korzyści jest do bólu materialistyczne...

      Usuń
  13. Parę lat temu, w trakcie cyklu Pucharu Świata w skokach narciarskich, ekipa austriackich skoczków, w najsilniejszym składzie, udała się na zawody PŚ do Japonii. Dla niewtajemniczonych dodam, że Austriacy, to TOP światowy w tym sporcie i zawsze pretendenci do najwyższych laurów. Dodam również, że na ogół spora część czołowych zawodników pozostaje w Europie, aby uniknąć właśnie zmiany stref czasowych i szlifować poziom. Szczególnie w latach, kiedy odbywają się Mistrzostwa Świata lub Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Tak, po prostu dla higieny.
    I cóż się stało? Wystarczy przewertować statystyki, ale Austriacy przegrali potem wszystko, co było do przegrania. Zabrakło czasu na aklimatyzację :/

    OdpowiedzUsuń
  14. Podajesz trochę zbyt ekstremalny przykład, nie sądzisz? Wiadomo że sportowcy muszą zwracać większą uwagę na takie podróże bo muszą być w pełni sił więc i to jest od lat oczywiste (swoją drogą, czemu nie wpadł na to trener czy ktoś inny odpowiedzialny za przygotowanie?). My mówimy o zwykłych ludziach, takich jak bohaterka artykułu, jak oni potrafią przystosować się do takich zmian.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tutaj bardzo popieram Dregsoftea - sportowcy są wyjątkowo wrażliwi, więc nie powinniśmy ich brać pod uwagę. Skoro nawet intymne zbliżenia na dzień przed rozgrywkami mogą zadecydować o negatywnym wyniku rozgrywki, to co dopiero inna strefa czasowa i parogodzinna podróż?...

    OdpowiedzUsuń
  16. Krytyk od wszystkiego3 kwietnia 2013 21:00

    Uważam, że doświadczenie, które zostało przeprowadzone z pomocą pani F. było niezbędne aby pokazać zdolności aklimatyzacyjne oraz tempo najwłaściwszego rytmu biologicznego człowieka niezależnego od cyklu Ziemi. Z pełną stanowczością stwierdzam, iż dual core zupełnie nie ma racji jeśli chodzi o podróże transkontynentalne. Człowiek jest istotą najszybciej aklimatyzującą się. Dziennie jest w stanie dodawać bądź odejmować 2godziny od swojego dnia nie zauważając tego. W zależności od organizmu oczywiście 2h to min może być więcej ale to już kwestia osobista. Zgodzić się jedynie mogę w sprawie nawyków żywieniowych. To jest kwestia naszych przyzwyczajeń, którą trudniej oszukać. Również stwierdzenie dual core, że podróż na zachód i wschód wcale nie różni się w rozważaniach problemów zmian strefowych jest błędem. Światło słoneczne podtrzymuje wiele funkcji życiowych i ma na nas ogromny wpływ więc jeżeli dodamy do doby 6 słonecznych godzin to będzie to tak samo niezauważalne jak odjęcie dwóch podczas nocy. Co za tym idzie skutki podróży na zachód są o wiele łagodniejsze niż na wschód. Co do wypowiedzi Giltine Mirtis również uważam, że idea szczytna by dodatkowy czas poświęcać na więzi społeczne bądź wypoczynek natomiast świat jest nastawiony na zyski i nasza "dniówka" w pracy faktycznie wyniosłaby o wiele więcej. Jestem ciekaw czy była by możliwość aby dobierać sobie długość doby do potrzeb jednostki. Załóżmy, że możemy określić pracodawcy długość naszego dnia oraz wpisać się w specjalnie przygotowany grafik pracy ułożony dla każdej jednostki osobno. Czy nasza praca byłaby wydajniejsza? Jakie niosło by to konsekwencje? Myślę, że głównym problemem stałyby się więzi społeczne. Niedopuszczalnym również byłoby częste zamienianie długści dnia ponieważ prowadzi to do poważnych zmian w mózgu a co za tym idzie chorób psychicznych. Występuje to nagminnie u pilotów połączeń transkontynentalnych niemających czasu na aklimatyzację.

    OdpowiedzUsuń
  17. Pomysł z osobnym grafikiem dla każdej jednostki nie jest zły, ale dostrzegam pewną wadę, otóż nie sprawdziłby się on w każdym zawodzie. Na przykład w fabryce, gdzie zazwyczaj praca jednej osoby zależna jest od tego co wykona druga. Albo w służbach mundurowych, no bo jak ułożyć tak grafik dla strażaków? Ale w takich zawodach jak dajmy na to architekt lub dziennikarz mogłoby się to sprawdzić. Tylko na jakiej podstawie każdy ustalałby długość dnia? Trzeba by przeprowadzić podobny eksperyment na każdym zainteresowanym?

    OdpowiedzUsuń
  18. Cóż, pewnie dałoby się to zrobić z pomocą technologii w przyszłości. Trzeba by było rozbudować eksperyment, w którym brała udział p. Follini, do rangi podziemnej osady - najpierw należałoby zbadać jak kształtuje się zegar biologiczny osób, żeby dostosować długość ich doby. Wtedy można byłoby zastosować regulatory w postaci ekranów emitujących imitację światła słonecznego, żeby ludzie nie popadli w depresję z powodu braku światła. W ten sposób każdy miałby własny cykl z pomieszczeniem indywidualnie dostosowanym do potrzeb lub można byłoby wyodrębnić poszczególne obszary z danym trybem dnia. Brzmi kosmicznie i jakoś przytłaczająco. Ale skoro już tak daleko posuwamy się w wyobrażeniach...
    Coś podobnego wymyślono m.in. w filmie "Resident Evil", jeśli się nie mylę ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. "Każdy miałby własny cykl z pomieszczeniem indywidualnie dostosowanym[..]" Trochę się chyba zapędziłaś, bo to tak jakby umieścić ludzi w klatkach. Ale pomysł też dobry, tylko trzeba by wybrać grupę o podobnym zegarze biologicznym i na jej podstawie dopasować długość doby do kilku/kilkunastu osób. To pozwoliłoby zachować relacje międzyludzkie, bo gdyby każdy miał swój własny cykl ciężko byłoby z nimi...
    Swoją drogą to interesujące jak światło wpływa na czas postrzegania czasu, nie samej doby, Stefania która miała do niego dostęp, 4 miesiące odczuła jako dwa. Natomiast francuski badacz Michel Siffre, który spędził dwa miesiące w jaskini w Alpach, nie posiadał nie tylko zegarka, ale również pozbawiony był dostępu do światła słonecznego i pełnego oświetlenia jak Stefania (miał tylko lampę na baterie), odczuł czas pod ziemią jako 35 dni. Nasuwa się pytanie, czy jeśli większa grupa osób udałaby się pod ziemie to również ich postrzeganie czasu zmieniłoby się? Czy dla nich też czas spędzony tam wydawałby się o połowę krótszy niż w rzeczywistości?

    OdpowiedzUsuń
  20. Podałam taki przykład, bo być może nie każdy chciałby mieszkać we wspólnocie, ale nie miałam na myśli świadomej izolacji jednostek. Fakt faktem, lepiej byłoby wyodrębnić pewne strefy, bo z pewnością jest tak, że podobne cykle występowałyby u większej liczby osób.
    To bardzo interesujące, w jaki sposób ludzie postrzegają czas przez pryzmat światła. Biorąc pod uwagę fakt, że stanowi ono główny regulator cyklu biologicznego nie jest to dziwne, jednak zastanawiające jest to, że zarówno w przypadku pełnego, jak i punktowego oświetlenia generowanego sztucznie, dochodzi do zaburzenia związanego z wydłużeniem cyklu dziennego, a przez to do zmiany postrzegania upływu czasu.
    Możemy wysnuć wniosek, że skoro stało się tak w tych dwóch przypadkach (p. Follini i p. Siffre), to również podobne odczucie miałaby nawet cała grupa badanych zwłaszcza, że z pewnością zastosowanie znalazłyby tu teorie wywierania wpływu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Krytyk od wsztstkiego4 kwietnia 2013 00:43

    dregsoftea wydaje mi się, że jest zupełnie odwrotnie tzn zawody takie jak służby mundurowe czy pracownik fabryki jak najbardziej mogły by mieć swój indywidualny grafik doby, którego musiałyby się trzymać. Wynika to z tego, że tak samo w fabryce jak i w jednostce służb mundurowych praca musi być wykonywana bez przerwy czyli o każdej porze dnia muszą znajdować się w danym miejscu ludzie zdolni wykonywać przeznaczone im zadania. Druga grupa osób, którą wymieniłeś niestety trudniej było by w taki plan umieścić ponieważ są to zawody, w których klient wymaga współpracy z daną jednostką, a nie dowolną. Nie można więc narzucać całemu społeczeństwu ścisłych godzin w których mogą skorzystać z danej usługi, której czas przypadałby np na okres od 24-8.00 w dzisiejszym wymiarze doby. Jest to absurd, który z jednej strony pozwoliłby na zmniejszenie bezrobocia poprzez całodobowy czas pracy, a z drugiej uniemożliwiłby bądź bardzo utrudnił dostęp do osób pełniących usługi w czasie, w którym inne osoby mają w "swojej dobie" noc. Wyobraź sobie np nauczyciela bądź wykładowcę jakiegoś przedmiotu, np historii. Niemożliwym jest żeby przychodził do pracy w nocy kiedy np dzieci w wieku podstawówka-gimnazjum nie są w stanie racjonalnie przyswajać informacji. Uważam też, że łączenie ludzi na siłę w jakieś grupy społeczne, których podział wynikałby z długości doby, a nie z cech charakteru itp byłoby katastrofalnym błędem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Moje rozumowanie jest prawidłowe, wyobraź sobie że taki indywidualny cykl obliczony jest dla strażaków i okazuje się że 90% załogi ma swój 'dzień' między 10 a 18, jak wtedy zadecydować który z nich ma pracować na pozostałych zmianach? No i co z tymi którzy najlepiej pracują w nocy? Obecny system trzyzmianowy rozwiązuje te problemy ale jeśli wprowadzić indywidualny grafik dla każdego wywoła to mnóstwo zamieszania, a nawet będzie niewykonalne bo każdy z pracowników musiałby pracować w innych godzinach (a przynajmniej większość).
    Co do architekta i dziennikarza, masz rację, to rzeczywiście zły przykład, ale nauczyciel również. Jego grafik zawsze jest ustalony pod uczniów, nie pod niego samego więc o zmianach jego doby nie może być mowy. Chyba że jakimś cudem udałoby się zebrać grupę uczniów których 'dzień' przypada w tym samym czasie co 'dzień' nauczyciela, ale wtedy potrzebni są nauczyciele innych przedmiotów i mamy błędne koło.
    Dlaczego uważasz że dzielenie ludzi na grupy wynikające z długości doby to katastrofalny błąd? Wszystkie grupy społeczne są sumą różnych charakterów, często diametralnie różnych i nie powoduje to wielu problemów. Swoją drogą zamknięcie grupy ludzi w miejscu gdzie mieliby inny cykl godzinowy niż pozostali już powoduje powstanie między nimi więzi, która w mniejszym lub większym stopniu zbliża, więzi niepowtarzalnej u innych.

    OdpowiedzUsuń
  23. O! Widzę, że nam się grono dyskutantów powiększa i to o Krytyka :) Nie dość, że Krytyk, to od wszystkiego :D
    Szczerze, bardzo mnie to uradowało, bo może zrobi się tu jeszcze ciekawiej?
    Ja w końcu też mam na ogół krytyczne spojrzenie na różne zjawiska, więc będziemy mieli większą różnorodność.
    A tak co do wątku, to chcę tylko do jednej rzeczy się odnieść. Chodzi o sprostowanie tylko, drogi Krytyku, boście się uczepili: Nie twierdzę, że z Zachodu na Wschód, czy odwrotnie jest lepiej, czy gorzej. Jest po prostu zupełnie inaczej, co chyba potwierdzisz, jako - rozumiem - oblatany (dosłownie) dyskutant. A poza tym, pewnie i tak każde z nas znosi to po swojemu. Jedno lepiej, drugie gorzej. Po prostu trochę źle, lub zbyt dosłownie mnie zrozumiałeś :D

    OdpowiedzUsuń